×

A czy Ty wpuszczasz dziecko do kuchni?

Czasem drżę, że za głośno otworzyłam szufladę, albo młynek do kawy zbytnio hałasuję. Stoję i nasłuchuję czy zaraz usłyszę tupot małych stóp i radosny okrzyk "pomogę ci!". Każda matka to chyba zna. Mały gałgan wpada do kuchni i zaczyna się zabawa. Mąka leci intensywniej niż śnieg tegorocznej zimy, garnki wygrywają jakieś rockowe piosenki głośniej niż zespół ubzdryngolonych gwiazd muzyki, ukochane kubeczki matki tłuką się w tempie który nawet ciebie przyprawia o zawrót głowy. Jednym słowem zazwyczaj jest pot, krew i łzy. I lekko zaciśnięte zęby próbujące nie zagryźć własnego pisklaka, cedzące jednocześnie "kochanie, błagam nie rusz tych jajek, one nie są z gumy, mamusia zaraz wybuchnie jeśli jeszcze jedno jajo spadnie na ziemię". 

Nie jest łatwo. Umówmy się, zazwyczaj jest nawet trudno. Składników idzie 3 razy więcej niż normalnie, bo coś się zje, wyleje, stłucze, albo wysmaruje kota. Często kończy się na jakiejś lampce wina, albo całym dzbanku melisy wypitym dla ukojenia nerwów. Często pisklak musi trafić po wspólnym gotowaniu pod opiekę taty lub babci, bo inaczej zachodziłaby obawa że mamunia trafi do pokoju bez klamek ubrana w gustowny kaftanik. Często też następstwem wspólnego gotowania jest konieczność odwiedzenia szwedzkiej sieciówki z wyposażeniem domu, bo nagle nie macie na czym zjeść obiadu a kawę przygotowujesz sobie w słoiku po musztardzie. 

Mimo wszystko warto. Widzę ile uśmiechu na pysiu Luśkowym wywołuje możliwość wałkowania ciasta prawdziwym wałkiem. Jak przebiera nogami na hasło, że będzie pomagać babci kręcić maszynką, żeby zrobić ciastka. Swoją drogą ciastka z maszynki do mięsa to jeden z tych smaków dzieciństwa, który obowiązkowo trzeba przygotowywać z babcią. 

Lucy ma swoją drewnianą kuchnię, z zestawem garnków i pluszowych warzyw. Lubi urządzać przyjęcia i gotować marchewkę, albo jajecznicę z marchewką (ach te nowoczesne połączenia smaków), ale duma z niej kipi kiedy woła że mam jej zrobić zdjęcia z własnoręcznie udekorowanymi ciastkami. 

Rodzice, kupcie sobie zapas wina, dobrego mopa i schowajcie drogocenny zestaw porcelany odziedziczony po babci. Wpuśćcie  dzieciaki do kuchni...a jest szansa, że niedługo same ulepią wam pierogi na obiad i udekorują tort na urodziny.



 Ci, którzy zaglądają na mój Instagram (tutaj znajdziecie mój profil), wiedzą że w zeszłym tygodniu piekłam muffinki razem z całą bandą kolegów i koleżanek Lucy ze żłobka. Nogi trzęsły mi się jak galareta. W końcu jeden huragan w kuchni wywołuje u mnie lekki ból głowy, a co dopiero ponad dwudziestka harpaganów. 
Maluchy zafascynowane przesypywały mąkę i cukier do miski, wlewały kefir do mieszanki. Pełne skupienia układały maliny w foremkach, a gdy muffiny były już gotowe zdobiliśmy je cukrowymi ozdobami. Z wielkim nabożeństwem w oczach oglądały zestaw moich gadżetów kulinarnych. Pan trzepaczka zdaje się zyskał ich uznanie.
Starszaki, nieco bardziej doświadczone w kuchennych pracach, same odmierzały składniki, mieszały wszystko i nakłady ciasto do foremek. A jak już muffinki były gotowe to dopiero zaszaleliśmy. Kolorowe kremy i lukry, posypki, motylki, kwiatuszki, były też cukrowe serduszka ale Lucy je wszystkie zgarnęła dla siebie i podzieliła się tylko z przyjaciółką Hanią. Kilka koszulek się ubrudziło, kilka muffinki się zgniotło w ciekawskich łapkach, kleksy z kremu niekiedy przewyższały wielkością same babeczki, a ciocie miały zdecydowanie więcej sprzątania niż normalnie. 
Ale dzieciakom się podobało, a ja zostałam żłobkową celebrytką. Przez kilka dni jak tylko pojawiałam się w żłobku to widziałam uśmiechnięte buźki na mój widok. Może Pudelek o tym nie napisze, ale było warto.

23 komentarze:

  1. widać w tym dużo zabawy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem zabawa rozkręca się tak bardzo, że później na widok bałaganu nie wiadomo czy śmiać się czy płakać :)

      Usuń
  2. Jak syn był mały często razem robiliśmy coś w kuchni. Teraz to tylko przychodzi jeść :) To były fajne czasy i miło je wspominam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może jeszcze kiedyś mu się zmieni, chociaż z moich obserwacji wynika że faceci im starsi tym bardziej nieogarnięci w kuchni są. W pewnym wieku tracą wszelkie umiejętności :)

      Usuń
  3. Trzeba wpuszczać dziecko do kuchni, ale i trzeba być przy tym czujnym jednak, dziecko nie wie jakie zagorzenia i może coś się stać, jednak wpuszczać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alez u Ciebie w kuchni ładnie kolorowo i przyjemnie, nic dziwnego że dzieci chętnie uczestniczą :-)

      Usuń
    2. niektóre zdjęcia są z kuchni mojej mamy, ale w niej też Lucy chętnie gotuje...tym bardziej, że babcia często przymyka oko i na więcej pozwala :)
      a co do zagrożeń w kuchni to po prostu trzeba cały czas tłumaczyć i ostrzegać. Teraz już widzę, że Lucy sama uważa np. na gorący piekarnik, albo garnki stojące na kuchni

      Usuń
  4. Wow - super zajęcia dla małych brzdąców. Widać, że były zainteresowane. To pewnie dla nich urozmaicenie codziennych zajęć.
    Ja również wpuszczam moje dzieci do kuchni. Sprawiłam sobie nawet specjalny kitchen helper. Zaprojektowałam go tak, żeby długo służył, nawet dla dziecka 5-6 letniego. Polecam gorąco. Jest o wiele bardziej bezpieczny, niż stołek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. maluchy były mocno zafascynowane co robię i chętnie pomagały. Żeby było śmiesznie od razu widać, które kiedykolwiek miały coś wspólnego z kuchnią i pomagały rodzicom, bo część. Od razu widać, że mniej-więcej wiedzą co do czego służy.
      A na kitchen helpery kiedyś patrzyłam, ale mój mały huragan uwielbia podawać różne gadżety i ciągle łazi po całej kuchni, więc byłaby awantura jak bym ją uwiężiła w jednym miejscu.

      Usuń
  5. Myślę, że wspólne gotowanie, pieczenie i przygotowanie pyszności jest bardzo rozwijające dla dziecka. Po pierwsze uczy się czegoś nowego, po drugie można to robić razem - współpraca, umiejętność słuchania, łączenia składników to jest to! A do tego radość, eksperymentowanie i satysfakcja z własnego wytworu. Myślę, że takie umiejętności są bezcenne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojej perspektywy dodam, że uczy też szacunku do jedzenia i do wykonanej pracy :)

      Usuń
  6. Wpuszczam,wpuszczam,gdy tylko mam czas,bo kuchnia niestety malutka i na dwie gotujące jednocześnie osobni nieco ciasnawa. Gdy nie ma pośpiechu,to się tak organizujemy,żeby coś razem popichcić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas niby kuchnia jest całkiem spora, a jak przychodzi co do czego to i tak się przepychamy i walczymy o lepsze miejsce :) więc rozmiar kuchni nie ma znaczenia :D

      Usuń
  7. Nie wpuszczam, bo nie mam, ale ja jako dziecko zawsze byłam wpuszczana do kuchni i pomagałam w gotowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko przed Tobą....jakby co to tylko jedną radę mam na przyszłość-zachowaj spokój, w końcu co nas nie zabije to nas wzmocni :)

      Usuń
  8. Mój syn niezbyt chętnie chce się angażować w kuchenne rewolucję, zazwyczaj muszę go bardzo namawiać i pilnować, żeby nie uciekł :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie każdy musi lubić gotowanie, grunt żeby w przyszłości umiał sobie jakby co zrobić jedzenie i zaparzyć kawę/herbatę i nie umierał z głodu, gdy ktoś nie przygotuje posiłku

      Usuń
  9. dzieci jeszcze nie mam, jeśli będe miała to z chęcią będę je wpuszczała do kuchni. Sama uwielbiałam pomagać mamie, takie wspólne gotowanie niesamowicie zbliża i rozwija :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wspólne gotowanie jest naprawdę bardzo fajne, tylko trzeba wszelkie pokłady cierpliwości i spokoju w sobie odnaleźć :)

      Usuń
  10. Ja zachęcałam swoich synów do prac w kuchni, pozwalałam im lepić pierogi o dziwnych kształtach, siekać mieszankę do kruchego ciast i teraz mam jak znalazł: starszy jest specjalistą od przygotowania ryb, młodszy lepi pierogi, piecze ciast (jak tylko dostaną weny twórczej lub zgłodnieją:):) Nie ma problemu z przygotowaniem obiadu dla rodziców. Nie ma to jak w odpowiednim czasie zachęcić a po 20 latach masz efekty:)
    Kasiu tak trzymaj!! Renata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W odpowiednim czasie trzeba się wykazać odpowiednią dawką cierpliwości :)
      A biorąc pod uwagę gust Lucy to ja się prędzej doczekam fikusnych deserów niż konkretnego obiadu :)

      Usuń
  11. Myślę, że warto bo to świetny sposób na połączenie zabawy z nauką zdrowym nawyków żywieniowych ;) Łatwo nie jest ale w dłuższej perspektywie czasu naprawdę się opłaca!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jeszcze świetny sposób na budowanie więzi z dzieckiem i na naukę samodzielności....i na mnóstwo innych rzeczy. Gotowanie z dzieckiem jest po prostu świetne....chociaż bałagan później jest okropny :)

      Usuń

Copyright © 2016 Kuchnia Pysznościowa- blog kulinarny , Blogger