Uwaga! Matka Polka zbulwersowana, za kierownicą
Nie jestem mistrzem kierownicy. Wcale nie ukrywam, że gdy mam możliwość to wolę wybrać jazdę pociągiem niż odpalanie naszej Hondzi. Od czasu do czasu jednak ja i moja niechęć do jazdy musimy zasiąść za kierownicą. Ostatnio to nawet jakby częściej muszę za tą kierownicą siedzieć i przemierzać kolejne kilometry polskich dróg. Nie ukrywam, że wolę wybrać mniejsze drogi przez malownicze wsie i miasteczka niż szybkie i nudne autostrady. No i właśnie w tych wsiach i miasteczkach się biorę i bulwersuję.
No bo do jasnej Anielki, niech ktoś mi wytłumaczy czemu tyle samobójców na drogach? Ja rozumiem, że wakacyjny luz i rekreacja nam w głowie, a na drogach zatrzęsienie rowerzystów i piechurów. Ale dlaczego do cholery jasnej, jak człowiek (nawet bardzo młody) nie zna podstawowych zasad poruszania się po drogach publicznych to w ogóle na tych drogach się pojawia.
Dostaję palpitacji serca, spinam się, włosy siwe na głowie się pojawiają i denerwuję że rozjadę gada. Chociaż twierdzę, że selekcja naturalna by się czasem przydała, to jednak wolałabym uniknąć większych problemów.
I jadę więc przez tą Polskę piękną. Droga malownicza, po obu stronach drzewa w poboczu, tak że wyprzedzanie mi nie w głowie. I nagle korek. I się wlecze sznur samochodów, w tempie konduktu pogrzebowego. To wypadek, roboty drogowe? Nie, to dwie kumoszki wracają z targu i jadą obok siebie i plotkują. I w głębokim poważaniu mają ścieżkę rowerową za drzewami, czy też coraz bardziej nerwowe trąbienie rozlegające się za ich plecami. Toć zawsze tak jeździły to czemu mają coś zmieniać.
Albo dajmy na to wyjeżdżam już późnym popołudniem, bo cały dzień spędziłam na męczeniu dziecka. Jedziemy we dwie tylko więc wolę, żeby drogę przespała, a nie marudziła mi za uchem. Nieco się zmierzcha, już widoczność nie najlepsza, ale jedziemy. Dobrze, żem nie jest kierowcą rajdowym i z Luśką na pokładzie jeżdżę raczej wolniej niż szybciej. Bo nagle z mroku wyłaniają mi się coraz to nowe postacie. A to rowerzyści, którzy o lampkach nie słyszeli bo mentalnie chyba są jeszcze przed epoką Edisona. A to beztroscy rodzice, co chcą zażyć spacerku wieczornego, więc ich pociechy radośnie brykają jak pasikoniki. Nic to że brykają po nieoświetlonej ulicy i nie mają żadnych elementów odblaskowych. Może rodzice wyszli z założenia, że skoro tych dzieci naprodukowali jak króliki, to jedno w te jedno wewte nie robi różnicy. Jeszcze gorąco pozdrawiam sportsmenkę zapaloną, która na krajowej 17 lubiła biegać o zmierzchu w czarnych dresikach. Oczywiście z obowiązkowymi słuchawkami w uszach. Poboczem, na które czasem ktoś ucieka przed wariatem wyprzedzającym wszystkich po kolei. W zeszłym roku, podczas kilku kursów do Lublina ją widziałam. W tym roku już nie. Mam nadzieję, że tylko trasa jej się znudziła.
Do miejscowości wybitnie turystycznych staram się nie wjeżdżać w ogóle samochodem, bo tam to ludzie głupieją ze szczęścia. Wchodzenie na ulicę tak po prostu, bez rozglądania się, to norma. Parkowanie jakbyś w życiu egzaminu nie zdawał i nie męczył tych kopert, to też norma. Gdy idziesz na dłuższy spacer za miasto to chodzenie wzdłuż drogi, a grupa jest po obu jej stronach też zbyt mądre nie jest. Niby na wszystko staram się nieco przymykać oko. No ale radosna grupa, która siedzi na środku ulicy, obok zamku w Kazimierzu, bo tak im akurat wygodniej to już mnie wkurza. Kurcze pieczone. To ulica jest. Obok rynku i zamku, ale jednak ulica. Rusz dupę i przejdź 2 metry w bok i posadź swoje 4 litery na ławce na chodniku. Zbierz swoją dziatwę, bo zaraz będzie lament jak komuś się coś stanie. Jak mawia mój tatunio "myśleć zwierzak!myśleć!".
A na zakończenie perełka. Wjeżdżam do wsi. Zwalniam nawet poniżej tych przepisowych 50km/h, bo wiem, że akurat w tym miejscu zawsze coś ciekawego mnie spotyka. I nie zawodzę się. Już za chwilę widzę młodzieńca co w nim testosteron właśnie zaczął buzować. Jedzie taki z obowiązkowymi słuchawkami na uszach. Jedzie środkiem drogi i nieco zygzakiem, bo kierownicy nie trzyma, gdyż pisze właśnie coś na telefonie. Może na fejsiku właśnie komuś relacjonuje drogę, a może z dziewczyną na pierwszą randkę się umawia. Nie wiem i wiedzieć nie chcę. Wiem, że nawet zatrąbić na głąba nie mogę, bo jak się przestraszy i przewróci to poleci wprost pod moje koła. Ani go obejść ani przeskoczyć. I jedyne na co mam ochotę, to zatrzymać samochód i wyskoczyć do chłoptasia i po matczynemu nim potrząsnąć. Gdzie są rodzice pytam się. Dlaczego jak dziecku kupili rower, to nie wytłumaczyli przy okazji jak bezpiecznie jeździć po drogach. Dlaczego nie kupili kasku, jakiś odblaskowych elementów na ubranie, światełek.
Przez ostatnie 2 lata jeżdżenia po Polsce, na palcach 2 rąk mogłabym policzyć rozsądnych rowerzystów na drodze. Piesi często są nie lepsi niestety.
Nie chcę zrzędzić, ale naprawdę w starciu z samochodem nie macie szans. Ja się stresuję podczas jazdy i staram się przewidywać ruchy wszystkich uczestników ruchu w zasięgu wzroku. Jednak wariatów za kierownicą nie brakuje. Zejdźcie z tej ulicy w kurorcie. Chodnik też jest dla ludzi. Kupcie kaski i nauczcie dzieci bezpiecznego poruszania się po ulicach. A jak wybieracie się na spacer po zmroku to nie zapomnijcie o jakiś odblaskowych elementach na stroju.
To pisałam ja, ciocia Kasia dobra rada. Kwoka.
Rowerem można przemieszczać się bezpiecznie i stylowo. Spójrzcie tylko na Olę i Marka (chociaż tutaj akurat Marecki bez kasku się pokazał), czyli duet z BałkanyRudej.pl . Oni zwiedzają Polskę, Słowację i Bałkany na rowerach i naprawdę wiedzą jak to robić bezpiecznie.
No bo do jasnej Anielki, niech ktoś mi wytłumaczy czemu tyle samobójców na drogach? Ja rozumiem, że wakacyjny luz i rekreacja nam w głowie, a na drogach zatrzęsienie rowerzystów i piechurów. Ale dlaczego do cholery jasnej, jak człowiek (nawet bardzo młody) nie zna podstawowych zasad poruszania się po drogach publicznych to w ogóle na tych drogach się pojawia.
Dostaję palpitacji serca, spinam się, włosy siwe na głowie się pojawiają i denerwuję że rozjadę gada. Chociaż twierdzę, że selekcja naturalna by się czasem przydała, to jednak wolałabym uniknąć większych problemów.
I jadę więc przez tą Polskę piękną. Droga malownicza, po obu stronach drzewa w poboczu, tak że wyprzedzanie mi nie w głowie. I nagle korek. I się wlecze sznur samochodów, w tempie konduktu pogrzebowego. To wypadek, roboty drogowe? Nie, to dwie kumoszki wracają z targu i jadą obok siebie i plotkują. I w głębokim poważaniu mają ścieżkę rowerową za drzewami, czy też coraz bardziej nerwowe trąbienie rozlegające się za ich plecami. Toć zawsze tak jeździły to czemu mają coś zmieniać.
Albo dajmy na to wyjeżdżam już późnym popołudniem, bo cały dzień spędziłam na męczeniu dziecka. Jedziemy we dwie tylko więc wolę, żeby drogę przespała, a nie marudziła mi za uchem. Nieco się zmierzcha, już widoczność nie najlepsza, ale jedziemy. Dobrze, żem nie jest kierowcą rajdowym i z Luśką na pokładzie jeżdżę raczej wolniej niż szybciej. Bo nagle z mroku wyłaniają mi się coraz to nowe postacie. A to rowerzyści, którzy o lampkach nie słyszeli bo mentalnie chyba są jeszcze przed epoką Edisona. A to beztroscy rodzice, co chcą zażyć spacerku wieczornego, więc ich pociechy radośnie brykają jak pasikoniki. Nic to że brykają po nieoświetlonej ulicy i nie mają żadnych elementów odblaskowych. Może rodzice wyszli z założenia, że skoro tych dzieci naprodukowali jak króliki, to jedno w te jedno wewte nie robi różnicy. Jeszcze gorąco pozdrawiam sportsmenkę zapaloną, która na krajowej 17 lubiła biegać o zmierzchu w czarnych dresikach. Oczywiście z obowiązkowymi słuchawkami w uszach. Poboczem, na które czasem ktoś ucieka przed wariatem wyprzedzającym wszystkich po kolei. W zeszłym roku, podczas kilku kursów do Lublina ją widziałam. W tym roku już nie. Mam nadzieję, że tylko trasa jej się znudziła.
Do miejscowości wybitnie turystycznych staram się nie wjeżdżać w ogóle samochodem, bo tam to ludzie głupieją ze szczęścia. Wchodzenie na ulicę tak po prostu, bez rozglądania się, to norma. Parkowanie jakbyś w życiu egzaminu nie zdawał i nie męczył tych kopert, to też norma. Gdy idziesz na dłuższy spacer za miasto to chodzenie wzdłuż drogi, a grupa jest po obu jej stronach też zbyt mądre nie jest. Niby na wszystko staram się nieco przymykać oko. No ale radosna grupa, która siedzi na środku ulicy, obok zamku w Kazimierzu, bo tak im akurat wygodniej to już mnie wkurza. Kurcze pieczone. To ulica jest. Obok rynku i zamku, ale jednak ulica. Rusz dupę i przejdź 2 metry w bok i posadź swoje 4 litery na ławce na chodniku. Zbierz swoją dziatwę, bo zaraz będzie lament jak komuś się coś stanie. Jak mawia mój tatunio "myśleć zwierzak!myśleć!".
A na zakończenie perełka. Wjeżdżam do wsi. Zwalniam nawet poniżej tych przepisowych 50km/h, bo wiem, że akurat w tym miejscu zawsze coś ciekawego mnie spotyka. I nie zawodzę się. Już za chwilę widzę młodzieńca co w nim testosteron właśnie zaczął buzować. Jedzie taki z obowiązkowymi słuchawkami na uszach. Jedzie środkiem drogi i nieco zygzakiem, bo kierownicy nie trzyma, gdyż pisze właśnie coś na telefonie. Może na fejsiku właśnie komuś relacjonuje drogę, a może z dziewczyną na pierwszą randkę się umawia. Nie wiem i wiedzieć nie chcę. Wiem, że nawet zatrąbić na głąba nie mogę, bo jak się przestraszy i przewróci to poleci wprost pod moje koła. Ani go obejść ani przeskoczyć. I jedyne na co mam ochotę, to zatrzymać samochód i wyskoczyć do chłoptasia i po matczynemu nim potrząsnąć. Gdzie są rodzice pytam się. Dlaczego jak dziecku kupili rower, to nie wytłumaczyli przy okazji jak bezpiecznie jeździć po drogach. Dlaczego nie kupili kasku, jakiś odblaskowych elementów na ubranie, światełek.
Przez ostatnie 2 lata jeżdżenia po Polsce, na palcach 2 rąk mogłabym policzyć rozsądnych rowerzystów na drodze. Piesi często są nie lepsi niestety.
Nie chcę zrzędzić, ale naprawdę w starciu z samochodem nie macie szans. Ja się stresuję podczas jazdy i staram się przewidywać ruchy wszystkich uczestników ruchu w zasięgu wzroku. Jednak wariatów za kierownicą nie brakuje. Zejdźcie z tej ulicy w kurorcie. Chodnik też jest dla ludzi. Kupcie kaski i nauczcie dzieci bezpiecznego poruszania się po ulicach. A jak wybieracie się na spacer po zmroku to nie zapomnijcie o jakiś odblaskowych elementach na stroju.
To pisałam ja, ciocia Kasia dobra rada. Kwoka.
Rowerem można przemieszczać się bezpiecznie i stylowo. Spójrzcie tylko na Olę i Marka (chociaż tutaj akurat Marecki bez kasku się pokazał), czyli duet z BałkanyRudej.pl . Oni zwiedzają Polskę, Słowację i Bałkany na rowerach i naprawdę wiedzą jak to robić bezpiecznie.
masz wiele racji, jednak zauważ jedną rzecz. Wiejskie drogi nie mają chodników, nie mają również ścieżek rowerowych, a to właśnie rower jest niekiedy jedynym środkiem lokomocji, czy to ludzi młodych, czy tych znacznie starszych. Fakt. Nie są oni odpowiednio przygotowani do jazdy czy poruszania się pieszo, przez brak odblasków. Przynajmniej teraz już się tak często nie spotyka, że nagle rolnik stado krów przez drogę prowadzi:) Ja bym się bardziej obawiał tych świeżych kierowców, którzy pożyczają bmw od tatusia i szpan przez wieś.. To jesr zdecydowanie bardziej niebezpieczne.
OdpowiedzUsuńja biorę pod uwagę to, że na wsi raczej nie uświadczysz chodnika i ścieżki rowerowej, ale....właśnie dlatego zanim wypuściłabym dziecko na rower to bym mu "truła" nad głową o konieczności jeżdżenia blisko skraju jezdni, bez słuchawek w uszach (!!!), trzymając kierownicę, z kaskiem na głowie i z odblaskami oraz światłami z przodu i z tyłu. Jak również przypomniałabym mu, żeby nie jeździł równolegle z kumplami gdy chcą pogadać, a jadą wąską drogą. Wszystko przez to, że właśnie na ulicach dużo jest wariatów-zarówno na rowerach jak i w samochodach.
Usuńzgadzam się na maxa. Sama mam prawko od 10 lat i daleko mi do kierownicy. Sama w mieście używałam roweru żeby dojeżdząc do pracy zdrowo i przyjemnie. teraz czeka mnie podróż nad może po 23 lipca pierwszy raz z moja córeczka taka długa trasa....już się boję:)
OdpowiedzUsuńJa po mieście prawie w ogóle nie jeżdżę samochodem, bo często szybciej jest komunikacją miejską. Poza tym nie chce mi się nigdy krążyć i szukać miejsca do parkowania.
UsuńA co do podróży z dziećmi, to uważam, że póki nie mają choroby lokomocyjnej nie jest tak źle. Grunt, żeby przed podróży zmęczyć gagatka i żeby miał drzemkę w samochodzie.
Szerokości na trasie :)
Mnie bardziej denerwuje co innego - nieprzepuszczanie pieszych na pasach albo startowanie kiedy pieszy nie opuścił jeszcze jezdni. W ten sposób zostałam już potrąca ja, a ostatnio prawie mój synek. Tego nie mogę zrozumieć już w ogóle.
OdpowiedzUsuńnie neguję, że część kierowców to buraki, głąby i chamy. Jednak tak jak próbuję przekonać we wpisie, tak i teraz będę obstawiać, trzeba na drodze/ulicy zachować ostrożność. Nie wchodzę na jezdnię póki nie zauważę, że kierowca widocznie zwalnia i chce mnie przepuścić. Nie ważne, że teoretycznie ja mam pierwszeństwo. Praktycznie to on ma przewagę wagową. Niestety w starciu z samochodem i pieszy i rowerzysta nie ma szans. Dlatego tak ważne jest, żeby np. na rowerze jeździć bezpiecznie.
Usuń