W podróży z niemowlakiem
Od maleńkości rodzice zabierali mnie i brata na różne wyjazdy bliższe i dalsze. W wieku lat "nastu" również całkiem sporo kręciłam się po świecie (chyba nawet należycie tego nie doceniając). Ostatnio trochę mniej mam czasu/pieniędzy/siły na dalekie podróże, ale może dlatego cieszę się jak głupia nawet z wyjazdu na drugi koniec miasta. Szczęśliwa bym była gdyby Luśka też polubiła takie kręcenia się po świecie, chociaż już teraz lekko obawiam się co jej może wpaść do głowy (tak-teraz rozumiem niepokój rodziców na wieść że ich córka wybiera się w podróż stopem po Bałkanach :) ).
Wychodząc z założenia, że przyzwyczajać do podróży i zmiany miejsc trzeba jak najwcześniej, zapakowałam 6-tygoniową Lucindę do Hondy i razem z Miśkiem wywieźliśmy ją w świat. To zdecydowanie nie było proste zadanie. Raczej skomplikowana operacja logistyczna, tym bardziej że po drodze mieliśmy zostawić naszą kotkę u babci, a mi się wydawało że muszę zabrać połowę domu ze sobą, bo na pewno się nam przyda. Niemowlak, kot i tona bagażu....pięknie było, niestety brakowało ręki żeby uwiecznić na zdjęciu ten p....dolnik :)
W ramach ułatwienia sobie życia, na cel pierwszej podróży wybraliśmy miejsce dobrze znane (czyt. domek babci na wsi), z całym sztabem rodzinnym do ewentualnej pomocy. Po oswojeniu się z niemowlakiem w podróży, liczę że przy kolejnych wyjazdach będzie nam już coraz łatwiej.
Podróżowaliśmy samochodem, a więc teoretycznie można było w niego zapakować wszystko co potrzeba. Jednak Hondzia swoją pojemność ma i raczej się tego nie przeskoczy. Wiadomo też, że część gratów zabrać trzeba a zajmują bardzo dużo miejsca w bagażniku, np. wózek. Chciałam również nie powielać sytuacji mojego brata, który na ten sam wyjazd naprawdę zabrał ze sobą pół domu.
Część z bagaży mojego brata, bratowej i 11-miesięcznego Niszczyciela świata...mój jest tylko zielony wózek z zawartością |
Jest kilka rzeczy, które bardzo mi się przydały w podróży i zapewne będą z nami jeździły za każdym razem.
1. MOSKITIERA
Ja posiadałam tym razem moskitierę na wózek, w przyszłości przyda się też pewnie łóżeczko turystyczne z taką opcją. Dla takich małych maluchów jak Luśka, nie ma środków odstraszających komary i inne robactwo. Zresztą nie chciałabym jej psikać nadmiernie chemią. A moskitiera zapewnia spokój w trakcie snu na świeżym powietrzu...i mama dzięki temu może spokojnie zająć się grillowaniem.
2. TERMOS Z GORĄCĄ WODĄ
Dla tych mam, które karmią wyłącznie piersią ta rada się nie przyda, one mają pełen catering ze sobą. Luśka jednak częściowo jest na mleku modyfikowanym. Woda z termosu przyda się żeby mleko robić na bieżąco, bo przy tych upałach szybko kwaśnieje. Woda z termosu przydaje się również gdy trzeba umyć butelkę lub smoczek... akurat jest awaria i wody w kranie brak. Dlatego też termos uzupełniam co chwilę, żeby stale był pełen.
3. JEDNORAZOWE PODKŁADY DO PRZEWIJANIA:
Bo przydają się do przewijania w każdych warunkach, ale też jako izolacja jeśli chcę położyć dziecię na trawie, a pewności nie mam czy jest całkiem sucho. Na trawie, podkładzie i kocyku całkiem dobrze i wygodnie się Lucynce spało.
4. CHUSTA LUB SZAL DLA MAMY
Moja arafatka od Mustafy z Kairu przydawała się jako dodatkowa warstwa grzewcza, gdy trzeba było wejść do sklepu gdzie ktoś rozkręcił klimatyzację na maksa. Gdy trzeba było zrobić parawan zacieniający dla panienki (w samochodzie przydają się bardzo roletki zacieniające na szybach). Czasem służyła zamiast pieluchy do otarcia pyszczka gdy się coś ulało. Była też dodatkową warstwą jeśli grunt, na który chciałam położyć Lucy był wyjątkowo twardy lub nierówny. W kryzysowej sytuacji mogłaby być również podkładem do przewijania...na szczęście tego póki co uniknęliśmy.
5.DZIECIOWY PROSZEK DO PRANIA
Może się tak zdarzyć, że jednak ilość zabranych ubranek jest niewystarczająca, albo wyjazd się przedłużył (jak u nas-z 4 dni do 7). Wystarczy zrobić przepierkę i gotowe. Trochę proszku warto mieć, żeby nie szukać go potem w sklepach w popłochu.
5.DZIECIOWY PROSZEK DO PRANIA
Może się tak zdarzyć, że jednak ilość zabranych ubranek jest niewystarczająca, albo wyjazd się przedłużył (jak u nas-z 4 dni do 7). Wystarczy zrobić przepierkę i gotowe. Trochę proszku warto mieć, żeby nie szukać go potem w sklepach w popłochu.
To niestety przydaje się najbardziej. Bo nie dość, że sama z siebie stresowałam się jak moje dziecko zniesie upały i wszelkie zmiany związane z podróżą to jeszcze ciągle słyszałam jakieś "dobre rady". Nie wspominając już o rzeszy ludzi wrażliwych na płacz dziecka....no cóż. Niemowlaki płaczą, tak już mają. W ten sposób komunikują, że chcą jeść, zrobiły kupę, albo że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Byłabym szczęśliwa gdyby moje dziecko nie musiało płakać, ale jestem wyrodną matką bo czasem chwilę dłużej zajmuje mi odgadnięcie o co tym razem chodzi....przygodnie spotkane (i nie tylko) staruszki dostatecznie dosadnie mi to wytłumaczyły.
Zresztą brak płaczu też jest zły, bo na pewno coś temu dziecku zrobiłam, że tak śpi długo i smacznie. Co by nie było jestem złą matką i niewłaściwie się własnym dzieckiem zajmuję (i dlaczego ona nie ma czapeczki ani skarpetek na sobie-przecież jest tylko 29stopni i jeszcze zmarznie).
To są moje typy po pierwszej podróży (o tonie ubranek, zapasie pieluch itp. pisać nie będę bo to się rozumie samo prze się). Zapewne z upływem czasu będę uzupełniać tę listę. Chętnie przyjmę też patenty bardziej doświadczonych rodziców :)
Zdjęcie z serii "Gdzie jest Wally?" |
Wspaniałą mieliście wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńNie mam własnych dzieci, ale ostatnio zabrałam maluchy koleżanki do Legolandu na cały jeden dzień ;) Czego to ja nie miałam... ;)
no właśnie...trzeba mieć ze sobą WSZYSTKO :)
Usuńmy wyjechałyśmy na tydzień, ale jeden dzień z maluchami to też wyczyn...więc szczerze podziwiam :)
Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń