Ponad 4kg szczęścia w pakiecie z morzem oksytocyny
No i stało się! Wreszcie, dokładnie tydzień temu, rozpakowaliśmy naszą pamiątkę z wakacji w Alpach:)
Niedźwiadek okazał się być misiową panienką Lucynką, o jakże misiowych rozmiarach przy urodzeniu (61cm długości i 4375g wagi).
Chociaż coś podejrzewałam, że burza hormonów może nieco namieszać w moim światopoglądzie to nie sądziłam, że aż tak można się rozczulać na widok małego bobasa. Bo nasz bobas jest najpiękniejszy i najwspanialszy na świecie. I nie ma opcji żebym zmieniła zdanie.
Lucynka na szczęście jest na tyle grzeczną dziewczynką (to na pewno po mamusi), że cisza i przerwy na blogu może nie będą trwały jakoś wybitnie długo. Ale jednak pojawić się mogą, więc proszę o nieco cierpliwości.
LUCY ❤
OdpowiedzUsuńLucy jednak nie dała rady pobić Frankowego rekordu wagi, ale starała się jak mogła :)
UsuńCudna dziewczynka o pieknym imieniu. Zagladam tu od wielu miesiecy, lubię to miejsce i od poczatku kibicowalam Tobie i dzieciątku;) Lucynka urodziła sie dzien przed moimi 30 urodzinami hehe. Dużo zdrowia dziewczyny!
OdpowiedzUsuńdziękujemy bardzo za miłe słowa....według planu Lucy miała się urodzić w dzień urodzin własnej babci, ale lekko zlekceważyła ten plan :)
Usuńśliczne maleństwo :)
OdpowiedzUsuńdziękuję w imieniu Lucynki :)
Usuńgratuluję maleństwa:)
OdpowiedzUsuńja mam jeszcze miesiąc aż zobaczę swoją kruszynkę :)
ooo...to ja ci życzę morza cierpliwości na ten ostatni miesiąc, bo dla mnie był najgorszy i straaasznie się dłużył....i łagodnego porodu :)
UsuńZa to później to już jazda bez trzymanki i czas zasuwa tak szybko, że nawet nie ogarnęłam kiedy Lucynka skończyła 2 tygodnie. Jeszcze chwila moment i przestanie być noworodkiem i wejdziemy w dumny okres bycia niemowlakiem :)